Armenia

W oczekiwaniu na zmianę

2 września 2018/Armenia

Aby przejechać z Gruzji do Armenii mieliśmy dwa przejścia graniczne do wyboru. Jedno główne, oficjalne, którędy jedzie większość transportu albo małe przejście Gogavan, wysoko w górach, do którego wiedzie stara, dziurawa jak sito droga. Wybraliśmy to drugie, przedkładając dobre widoki ponad dyskomfort jazdy w spalinach i w stresie. Wraz ze wzrostem wysokości soczysta zieleń gruzińskiego krajobrazu ustępowała łysym zboczom gór. Mgła i chłód skleiły się we mżawkę, która lepiła się do przeciwdeszczowych ubrań, a zachmurzone niebo dodawało mroczności temu dniu. Po gruzińskiej stronie przejście składało się ze skromnej budki i uśmiechniętego pogranicznika, który tylko zapytał jak nam się podobało w Gruzji, a pozytywną odpowiedź nagrodził dwiema wyjazdowymi pieczątkami. Parę metrów dalej zaczął się inny świat. Tu granica była sporym budynkiem pełnym mundurowych w czapkach z okazale wystającymi rondami. Grad pytań; imię, nazwisko, skąd, dokąd, skanowanie paszportów, jakiś niezrozumiały błąd systemu, który wymaga konsultacji innych celników i dodatkowych pytań o drugi paszport. Koniec końców wbijają wyczekiwane pieczątki wjazdowe, ale nie życzą już ani szerokich ani zielonych dróg. Jeszcze jakaś szycha pokrzyczy na nas, że nie zatrzymaliśmy się przy znaku stop. Cofamy rowery, żeby go usatysfakcjonować – udobruchany pozwala odjechać. Poza nami na granicy nie ma nikogo.

Dojeżdżamy do pierwszego niewielkiego miasta. Wśród gołych wzgórz stoi parę bloków z wielkiej płyty i domów z szarego kamienia. Mżawka tym razem oblepia panów w czarnych, skórzanych kurtkach.
Pierwsze wrażenia? Armenia jest surowa. I pod względem klimatu i ludzi. Nie ma tu gruzińskiej wylewności, toastów i biesiad. Ludzie są powściągliwi. Może jest to jakaś skaza na całym narodzie, który doświadczył ludobójstwa i upokorzenia ze strony sąsiedniego mocarstwa. Może jest to tęsknota za czasami, kiedy Armenia była częścią Związku Radzieckiego a Erewań był liczącym się miastem na drodze do Persji. Na razie tylko wiemy, że spędzimy noc w ociekającym deszczem namiocie.

Zostaliśmy zaproszeni przez Związek Polaków w Armenii do Giumri, drugiego największego miasta, określanego miastem kultury. Jak przystało na stolicę kultury Liana – prezes związku organizuje pokaz z pompą – na głównym placu miasta. Usatysfakcjonowani po pokazie wracamy do siedziby Związku Polaków w której śpimy. Idziemy jeszcze do sklepu po piwo, aby uczcić udany dzień. Ulice miasta kryje ciemność, nie ma latarni, nie ma chodników. Miasto ciągle podnosi się po tragicznym trzęsieniu ziemi sprzed 30 lat. Efekty katastrofy widać do dzisiaj.

Wyjeżdżając z Giumri próbujemy rozgryźć Armenię. Stare bloki, zamknięte fabryki, zardzewiałe, bliżej niezdefiniowane obiekty, betonowe przystanki autobusowe. Żeby pokochać Armenię trzeba ją potraktować jak skansen czasów sowieckich. W wielu miejscach przypomina Rosję, wiele miejsc jest zapomnianych, bez pomysłu co dalej można z nimi zrobić. Ale dzięki temu, że Armenia jest małym krajem to intensywność wrażeń jest duża. Efektu dopełnia język rosyjski, który przeplata się naturalnie z ormiańskim.

Docieramy do Erewania. Miasto urzeka nas swoją przestrzennością i doskonałym rozplanowaniem. Szerokie ulice, parki, rozległe place, kamienne fasady, a na deser przejażdżka wyjątkowo głęboką linią metra. Nasza zabawa w odkrywanie tajemnic miasta trwa w najlepsze. Poznajemy Hayka, który pokazuje nam drugie, niedostępne dla turystów i nieznane nawet mieszkańcom oblicze miasta. Bunkry gotowe na atak nuklearny, schrony i nieskończone tunele metra.

Ale w tej spokojnej, lekko przykurzonej Armenii odbywa się cicha rewolucja. Od marca do maja trwały masowe protesty, które doprowadziły do wyboru przedstawiciela opozycji na premiera. Wszystko odbyło się pokojowo i jak mówią, nikt nie zginął. Spotkane przez nas osoby cieszą się ze zmiany i wyczekują jutra. Równocześnie wspominają proces uznania niezależności Górskiego Karabahu, regionu zamieszkanego historycznie przez Ormian, a obecnie przyłączonego do Azerbejdżanu. Dla nas Armenia, ze swoją bogatą i przewrotną historią, pozostaje zagadką. Ta tajemniczość przyciąga, żeby tam wrócić.

2 komentarze

  • ula / 21 października 2018 / Odpowiedz

    gratuluję odwagi i wytrwałości, widoki piękne

    • (Author) Kamil / 23 października 2018 / Odpowiedz

      Dziękujemy!

Co myślisz?

© 2018 Przed namiSkontaktuj się z nami