Do Gruzji wkroczyliśmy od tureckiej strony jadąc wzdłuż linii
brzegowej Morza Czarnego. Krajobraz po przekroczeniu granicy tak bardzo się nie różnił, kolorytu nadali mu ludzie. Zamiast schludnie ubranych panów przesiadujących godzinami w kawiarniach, leniwie popijając herbatę, pojawili się plażowicze. Panie w skąpych strojach, panowie bez koszulek z balonami zamiast brzuchów. Więcej uśmiechu, piwa, muzyki – w końcu Batumi to ważny kurort nie tylko dla Gruzinów, ale i reszty świata z której szybko można dojechać samochodem lub dolecieć tanimi liniami. Coś nam mówiło, że zamiast do dużego miasta mamy skręcić w prawo, bliżej gór, które stanowią podstawowy pejzaż kraju i przyciągają swoją nieskończonością.