Iran

Konserwatywny modernizm

6 października 2018/Iran

Zgod­nie z lokal­nym cza­sem jest rok 1397. Doje­cha­li­śmy do Iranu. Wiemy, że spę­dzimy tu co naj­mniej mie­siąc. Na gra­nicy zmie­niamy nasze ubra­nia, zasła­nia­jąc nogi i włosy ruszamy dalej w kie­runku gór, które nie widziały desz­czu chyba już wieki.
Pierw­szą noc spę­dzamy na suchym, jasnym od pełni księ­życa szczy­cie z któ­rego jesz­cze widać Arme­nię. Dru­giej nocy pozna­jemy Iran od środka. Bez chwili namy­słu widząc jak zma­gamy się z górą do swo­jego domu zapra­sza nas sprze­dawca arbu­zów – Azmin. Z całą jego rodziną roz­ma­wiamy języ­kiem ciała, ukła­damy z kolo­ro­wych lakie­rów do paznokci mapę państw, które prze­mie­rzy­li­śmy, aby tra­fić do niego.

Kolejne noce spę­dzamy u innych ludzi i pod namio­tem. Prze­mie­rza­jąc nie­śpiesz­nie rowe­rami kil­ka­dzie­siąt kilo­me­trów dzien­nie, zatrzy­mu­jemy się nie tylko, aby odpo­cząć i scho­wać się przed żarzą­cym słoń­cem, ale przede wszyst­kim, żeby roz­ma­wiać z przy­pad­ko­wymi ludźmi. Z ich histo­rii ukła­damy mozaikę kraju ludzi życz­li­wych. Moza­ikę w kolo­rach żółto, tur­ku­sowo, gra­na­towo, zie­lo­nych jak nie­zli­czona ilość szy­ic­kich mecze­tów. Ludzi tro­chę prze­ra­żo­nych aktu­alną gospo­darką kraju i zbli­ża­ją­cymi się sank­cjami. Ludzi roze­rwa­nych mię­dzy marze­niami o emi­gra­cji, z dru­giej strony nie­ro­ze­rwal­nie przy­wią­za­nych do rodzin­nego klanu. Ludzi sza­nu­ją­cych przy­by­szy tak, jakby byli ważną, choć rzadką, czę­ścią ich spo­łecz­no­ści. Zapra­sza­jąc nas do sie­bie poka­zują nam swoje tra­dy­cje, są na nas żywą biblio­teką.

Codzien­nie przynaj­mniej kil­ka­na­ście razy sły­szymy od mło­dych i sta­rych dwie sen­ten­cje w języku angiel­skim. Mamy wra­że­nie, że tych pierw­szych zdań uczą się dzieci na lek­cjach języ­kach angiel­skiego. „Wel­come to Iran” i „Hello Mister”. Szcze­gó­łowe to słowo „mister” wydaje się bar­dzo ważne. Póź­niej pada tor­peda pytań skie­ro­wa­nych do Kamila (żeń­ska część naszego duetu cza­sem jest nie­wi­doczna) „skąd?”, „dokąd?”, „Iran good?” ” You Muslim?” Zestaw pytań szybko się wyczer­puje, nastę­puje chwila ciszy, pro­po­zy­cja wspól­nej foto­gra­fii. Na koniec uśmie­chamy się i żegnamy w języku per­skim.
Wła­śnie teraz, gdy leżymy w parku i spi­su­jemy nasze notatki o Ira­nie, ele­gancko ubrany Pan zapra­sza do sie­bie. Choć sie­dzi metr od nas nie robi tego oso­bi­ście. Ze względu na barierę języ­kowa, dzwoni do kogoś, kto symul­ta­niczne tłu­ma­czy jego zapro­sze­nie.

Kobiety

Pozna­jemy różne kobiety. Te zaj­mu­jące się domem, te pra­cu­jące, te uczące się wspi­naczki i gry na har­mo­nijce. Te, któ­rym czarny cza­dor szczel­nie zasła­nia całe ciało oraz takie, które mają chu­stę swo­bod­nie narzu­coną na włosy. Każda z nich jest mężatką. Każda z nich ma gwa­ran­cję, że gdy mąż odej­dzie dosta­nie od niego złote monety. To tra­dy­cja, że przed ślu­bem rodziny usta­lają cenę roz­łąki. Gdy Leila pyta nas, jaka jest sytu­acja kobiet w Pol­sce, przez chwilę nie wiemy co odpo­wie­dzieć, jaki mieć punkt odnie­sie­nia. Czy sku­piać się na tym, że bez hidżabu możemy czuć wiatr we wło­sach, a po waka­cjach widać jak od słońca zmie­nia się nasz kolor skóry, a w prze­ci­wień­stwie do wielu tutej­szych kobiet gene­ral­nie lubimy swoje nosy i nie chcemy ich ope­ro­wać? Czy mówić o przo­dow­nicz­kach pracy, rów­no­upraw­nie­nia, pro­te­stach i pro­gra­mie 500 +?

Mężczyźni

Oddzie­leni są od kobiet już od szkoły pod­sta­wo­wej. Na plaży, w auto­bu­sach, w metrze, sie­dzą w wyzna­czo­nej dla nich czę­ści z daleka od znaku „women only”. W prze­szło­ści nawet do drzwi domu dzwo­nili innym dzwon­kiem. Na wła­snym ślu­bie rów­nież bawią się oddziel­nie. W oto­cze­niu innych męż­czyzn cho­dzą na mecze piłki noż­nej (tam dla kobiet wstęp jest zabro­niony, choć nie­które w męskim prze­bra­niu pró­bują się nie­le­gal­nie prze­do­stać na try­buny sta­dionu). Do woj­ska chcąc nie chcąc zostają wcie­leni na dwa lata, chyba, że są zwol­nieni jak David, któ­rego ojciec wal­czył w Iraku. Por­trety pole­głych w tam­tej ośmio­let­niej woj­nie roz­kle­jone i nama­lo­wane są w całym kraju. Ta pamięć o pole­głych dodaje każ­demu mia­stu pewną pokorę i smu­tek. Do por­tre­tów pole­głych ostat­nimi czasy dołą­czyły też bil­bordy anty-ame­ry­kań­skie przy­po­mi­na­jące o tym, że wro­go­wie cią­gle czają się za gra­ni­cami kraju.

Telewizor

W wielu domach, które odwie­dzamy w klu­czo­wym miej­scu stoi tele­wi­zor. A w nim popu­larny serial i wia­do­mo­ści. Gospo­da­rzy pytamy o losy boha­te­rów i o poli­tykę, która poka­zuje świat z innej strony niż ten do któ­rego przy­wy­kli­śmy. Kobiety w mediach są ide­al­nie zakryte, wia­do­mo­ści ocie­kają od pro­pa­gandy wychwa­la­ją­cej kraj. Zda­rzają się zachod­nie filmy, ale dub­bing prze­ina­cza zna­cze­nie słów a sceny wul­garne czy poka­zujące zbyt wiele ciała są wyci­nane. Z pół­to­ra­go­dzin­nego filmu robi się godzinny, zapewne mało przy­po­mi­na­jący ory­gi­nał. Po jed­nym wie­czo­rze przed tele­wi­zorem i infor­ma­cjach z kraju i ze świata nasz gospo­darz – ban­kier Hadi wzdy­cha­jąc zażar­to­wał „To może my kie­dyś będziemy uchodź­cami w Waszym kraju?”. (Pol­sko przyj­miesz jego rodzinę, gdy będzie taka potrzeba? Ugo­tu­jesz dla nich pyszny obiad, zabie­rzesz na lody i na wycieczkę?).

Dywan

Zapy­ta­li­śmy kilku Irań­czy­ków, czy znają dom w Ira­nie w któ­rym nie ma dywa­nów. My odwie­dzi­li­śmy co naj­mniej dwa­dzie­ścia i szybko odkry­li­śmy, że dywan jest pod­sta­wo­wym ele­men­tem wypo­sa­że­nia. To jakby zawsze szło w parze dywan plus dom. Na dywa­nie śpimy, jemy, roz­ma­wiamy. Stoły i łóżka są zbęd­nym dodat­kiem wymy­ślo­nym na zacho­dzie. Dodat­kowo wzory dywa­nów, tych tra­dy­cyj­nych, ręcz­nie tka­nych przez irań­skie kobiety kryją całą histo­rię zba­wie­nia, życia i natury. Wie­lo­let­nie tkany dywan dodat­kowo staje się narzę­dziem edu­ka­cyj­nym.

Bazar

Bazar ma sze­ro­kie zna­cze­nie. To nie sklep, ani ulica han­dlowa. To tkanka mia­sta, zada­szona przed upa­łem, tęt­niąca życiem, plot­kami, han­dlem i reli­gią. Bazar to labi­rynt skle­pów, połą­czo­nych z mecze­tami i par­kami. Bazar to ludzie i prze­pływ infor­ma­cji. To wła­śnie bazary w całym kraju stały się zacząt­kiem islam­skiej rewo­lu­cji w 1979 roku. To tu ludzie dowia­dy­wali się o kolej­nych występ­kach monar­chii, o tor­tu­rach i o zabi­tych w innych mia­stach. Bazar wrzał, na uli­cach zaczęły się pro­te­sty. Islam­ska rewo­lu­cja i rządy Cho­me­iniego zmie­niły kraj w kon­ser­wa­tywne pań­stwo reli­gijne. Wielu zapy­ta­nych przez nas Irań­czy­ków mówi, że tra­fili z desz­czu pod rynnę, a czasy monar­chii wspo­mi­nają z utę­sk­nie­niem. Przy­po­mi­namy sobie „Sza­chin­sza­cha” Ryszarda Kapu­ściń­skiego, opisy opre­sji, tor­tur i nie­rów­no­ści w spo­łe­czeń­stwie za cza­sów Sza­cha i mamy wra­że­nie, że ludzie szybko zapo­mi­nają złe rze­czy.

Polu­bi­li­śmy Iran. Choć nie dzia­łają tu nasze karty ban­ko­ma­towe, nasze tele­fony, ofi­cjal­nie strony takie jak face­book, youtube są zablo­ko­wane, bez spe­cjal­nego pro­gramu nie możemy czy­tać inter­ne­to­wych wer­sji pol­skich gazet. Zamiast alko­holu pijemy sok z mar­chewki i hek­to­li­try her­baty. Polu­bi­li­śmy Irań­czy­ków, bar­dzo ser­decz­nych i żywio­ło­wych, goto­wych nas spon­ta­nicz­nie gościć, choć znamy się zale­d­wie od prze­lot­nego spoj­rze­nia. Irań­czy­ków śmia­łych, żeby zagaić mimo języ­ko­wej bariery. Tych walecz­nych, nawet jeśli walka toczy się tylko na dro­dze a wygraną jest wyprze­dze­nie innego samo­chodu i pierw­sze miej­sce w korku. A także tych melan­cho­lij­nych, doświad­czo­nych przez histo­rię kon­flik­tów, rewo­lu­cji i nie­spra­wie­dli­wo­ści, w któ­rej także my, Polacy, odnaj­du­jemy smu­tek naszych wojen i cza­sów komu­ni­zmu.

Co myślisz?

© 2018 Przed namiSkontaktuj się z nami