Uważajcie na tych ciemnych, to Kurdowie, im nie można ufać – powiedział Refik, nasz pierwszy host w Edirne. Refik jest studentem anglistyki, akurat były wakacje a on dorabiał w kawiarni w której nas ugościł. Regularnie donosił nam lemoniadę na zmianę z herbatą. Refik był pierwszym Turkiem z którym rozmawialiśmy. Od przekroczenia granicy do Edirne towarzyszyły nam tylko nawoływania z minaretów, które nawet dla wielu Turków są niezrozumiałe. Modlitwy są po arabsku. Refik bardzo uczynnie tłumaczył nam wszystkie zawiłości kultury tureckiej, a im więcej mieliśmy pytań, tym sprawy komplikowały się bardziej. Dlaczego nie przetłumaczono modlitw na turecki? – zapytaliśmy Refika. Jego zdaniem muzułmanizm w Turcji jest nietykalny, a wierni gorliwie przekładają paciorki w palcach udając, że coś rozumieją. Im nie zależy na asymilacji. To dwie Turcję. Powiedzieliśmy mu, że w Polsce mówi się „siedzieć jak na tureckim kazaniu” i wcale go to nie zdziwiło. Także w mentalności Refika krył się pewnien dualizm. Był bardzo europejski, może to wrażenie sprawiał jego świetny angielski, chociaż cały czas przepraszał za to jak mówił. Był niezwykle uczynny, karmił nas, chciał nam zrobić pranie, napisał nam bardzo dobry słowniczek turecki. Ale miał też swoje wewnętrzne sprzeczności. Wyprowadził się na drugi koniec Turcji, aby być jak najdalej od swojej rodziny. Ostrzegał przed Kurdami, uchodźcami, konserwatywnym wschodem Turcji. Bardzo chcieliśmy zweryfikować jego ostrzeżenia.