Uzbekistan

Nie wyschnie. A jak wyschnie to trudno

4 listopada 2018/Polonia

Nie wyschnie. A jak wyschnie to trudno – tak podobno powie­dział Nikita Chrusz­czow patrząc na Morze Aral­skie. Wszystko zaczęło się na początku lat 60’sią­tych. Tro­chę wcze­śniej Chrusz­czow odwie­dził Stany Zjed­no­czone, gdzie zoba­czył wiel­kie, mono­kul­tu­rowe plan­ta­cje. Takie same zapra­gnął mieć w Związku Radziec­kim. Pro­blem w tym, że Uzbe­ki­stan, podob­nie jak Turk­me­ni­stan i Kazach­stan, to w głów­nej mie­rze pusty­nie. Wszech­wie­dzący sekre­tarz pro­blemu nie widział. Weźmy wodę z aral­skiego zbior­nika. Tą decy­zją zakrę­cono kurki na dwóch głów­nych rze­kach zasi­la­ją­cych morze, a wodę roz­lano na pola. Dal­sza histo­ria morza była prze­są­dzona – nastą­piła kata­strofa eko­lo­giczna, morze wyschło. A Uzbe­ki­stan stał się wio­dą­cym dostawcą bawełny na świe­cie.

W paździer­niku aku­rat tra­fi­li­śmy na okres zbio­rów. Mięk­kie kłębki bawełny głównie zbierają kobiety, dzielnie pracując na polach od świtu do zmierz­chu. Głowy i twa­rze mają zawi­nięte, tak, że widać tylko oczy. Chro­nią się przed słoń­cem, pyłem i pesty­cy­dami. Uli­cami tam i spo­wro­tem krążą trak­tory cią­gnące przy­czepy pełne bia­łych kulek. Dobro­byt kraju w czy­nie spo­łecz­nym budują wszy­scy. Dyrek­to­rzy pry­wat­nych i pań­stwo­wych firm muszą odde­le­go­wać swo­ich pra­cow­ni­ków, nawet jeśli ozna­cza to stratę dla ich dzia­łal­no­ści. Trzeba wyro­bić usta­loną z góry, dzienną normę. To sza­leń­stwo jest nie­zmienne. Na szczę­ście kraj się zmie­nia.

Białe Daewoo, białe Che­vro­lety, białe Iveco. Wśród bia­łych baweł­nia­nych pól jadą prag­ma­tyczne, nie­na­grze­wa­jące się od słońca białe samo­chody. Od czasu roz­padu Związku Radziec­kiego Uzbe­ki­stan odbu­do­wuje swoją nie­za­leżną pozy­cję w Azji Cen­tral­nej. Przy­cią­gnię­cie zagra­nicz­nych inwe­sto­rów stało się klu­czowe, aby uzy­skać pozy­cję lidera w regio­nie. Jed­nak dopiero śmierć poprzed­niego i wybór nowego pre­zy­denta w 2016 roku przy­czy­niła się do wdro­że­nia real­nych reform. Uzbe­ki­stan, to drugi po Arme­nii kraj w któ­rym sły­szymy od ludzi, że mają dobry rząd, a ich sytu­acja zmie­nia się na lep­sze. Uzbekistan szuka też swojej tożsamości. Na swojego bohatera wybrali Timura – koczownika i tyrana, który siał postrach w Centralej Azji w XIV wieku. Choć bezlitośnie łupił i mordował ludność sąsiednich krajów to za jego panowania rozkwitały takie miasta jak Samarkanda i Bukhara.

Właśnie Bukhara jest naszym pierwszym przystankiem w Uzbekistanie. Tu poznajemy Rakhimę, która wita nas złotym uśmiechem. Złotym dosłownie, ponieważ Rakhima podobnie jak tysiące innych uzbeków, szybko wymieniła swoje białe zęby na złote. Pełna energii pracuje na dwa etaty; w hotelu, a po godzinach zawija rękawy, aby budować swój własny pensjonat.
Bukhara podobnie jak Samarkand i Khiva jest nastawiona na turystykę. Oba miasta zostały odbudowane z myślą o zagranicznych turystach. Czyste deptaki, meczety mieniące się błękitnymi kafelkami, sklepy z pamiątkami. „To nie to samo miasto, co kilka lat temu” – mówi nasza gospodyni, a my przytakujemy gdyż i dla nas, miasto jest zbyt perfekcyjne i nieautentyczne. Nad porządkiem czuwa policja turystyczna. Znienawidzony przez podróżników obowiązek meldunkowy można zrobić przez internet. Podobnie jak dostać wizę.

Sar­dor jest nauczy­cie­lem reli­gio­znaw­stwa. Choć jest prak­ty­ku­ją­cym muzuł­ma­ni­nem nie prze­szka­dza mu to, aby uczyć w szkole o wszyst­kich reli­giach. Juda­izm, bud­dyzm, ani­mizm, zara­tusz­tria­nizm. Wymie­nia poklei. Aby posze­rzyć swoją wie­dzę o chrze­ści­jań­stwie Sar­dor wyje­chał na sty­pen­dium do Pol­ski gdzie stu­dio­wał przez rok w Kato­lic­kim Uni­wer­sy­te­cie Lubel­skim. My jeste­śmy pod wra­że­niem takiego tole­ran­cyj­nego podej­ścia do reli­gii w kraju, w którym domi­nuje islam. Przy kola­cji roz­ma­wiamy o pol­sko-uzbec­kich rela­cjach w trzech języ­kach: angiel­skim, rosyj­skim i pol­skim.

Wątek pol­ski prze­plata się jesz­cze w wielu miej­scach w Uzbe­ki­sta­nie. Tu for­mo­wała się Armia Andersa. Sam Uzbe­ki­stan jest usiany cmen­ta­rzami Pola­ków, któ­rzy wycię­czeni po wędrówce z Sybe­rii zostali tu na zawsze. W Tasz­kien­cie spo­ty­kamy się z Polo­nią. W żyłach nie­któ­rych z nich pły­nie jesz­cze pol­ska krew, choć zostali głów­nie Ci, któ­rzy nie są w sta­nie udo­ku­men­to­wać pocho­dze­nia. Uczą się pol­skiego, aby zdać w pol­skiej amba­sa­dzie egza­min i wyje­chać do Pol­ski. Na stu­dia albo na zawsze. Pol­ska Klasa w Tasz­kien­cie posta­wiła sobie za cel nie tylko naukę języka, ale przede wszyst­kim zapo­zna­nie swo­ich uczniów z pol­ską kul­turą i tra­dy­cjami. Bar­dzo nas cie­szy, gdy po poka­zie współ­cze­snych pol­skich ani­ma­cji zosta­jemy zapro­szeni do stołu na dal­szą dys­ku­sję.

Jesz­cze słowo o chle­bie – nanie. Pie­czony wbrew prawu gra­wi­ta­cji w gli­nia­nym, okrą­głym piecu tan­dyr. Okrą­gły, z kwie­ci­stym wzo­rem w środku jest poda­wany do wszyst­kiego. Do obiadu, deseru, do chleba z chle­bem. I tak już będzie w całej Azji Cen­tral­nej. Zmie­niać się będzie wzo­rek na chle­bie albo nazwa na rosyj­ską lepioszkę, ale chleb będzie na stole zawsze.

2 komentarze

  • Krzysztof / 21 listopada 2018 / Odpowiedz

    Hej Kamilu, Dobrze Ci w tym lokalnym stroju! Z brodą wyglądasz bardzo lokalnie. Tylko te oczy… przenikliwe i pełne… smutku? pokoju? pogodzenia się? Lubię czytać Wasze relacje… Krzysiek G

    • (Author) Kamil / 1 grudnia 2018 / Odpowiedz

      Broda podróżnicza. Zgolę jak dojadę. A we własne oczy trudno zaglądać. Na codzień się radują i zachwycają.

Co myślisz?

© 2018 Przed namiSkontaktuj się z nami