Japonia

Szukając brudnych zakamarków

4 lipca 2019/Animacje

Japo­nia faluje. Docie­ramy do niej, jak przy­stało na wyspę, od strony morza. Prom, na któ­rym pły­ne­li­śmy z Korei całą noc, rano zawi­nął do portu. Wszy­scy nasi współ­pa­sa­że­ro­wie w kaju­cie wstali przed nami i zdą­żyli już poskła­dać w równe kostki posła­nia na któ­rych spali. Ostatni myją zęby i pakują piżamy do wali­zek. W sze­ro­kim kory­ta­rzu usta­wiają się w równe rzędy do wyj­ścia. Na tyle cia­sno, aby wszy­scy się zmie­ścili, na tyle luźno, aby nie kło­po­tać nikogo wokół. Niczym mor­skie rośliny falu­jące w lek­kich ruchach wody. My nawet nie pró­bu­jemy dopa­so­wać się do kolejki. Kon­cen­tru­jemy się na tym, aby wypro­wa­dzić wiel­kie rowery, a poła­mani, po nocy spę­dzo­nej na twar­dej podło­dze, także nie współ­gra­li­by­śmy z har­mo­nij­nym ryt­mem tłumu.

Pierw­sze wra­że­nie, intu­icja, a może utarty ste­reo­typ pod­suwa nam naj­lep­sze słowo jakie okre­śla Japo­nię: „czy­sta”. Jak i wszyst­kie syno­nimy tego słowa; zadbana, nie­ska­żona, umyta, cno­tliwa, hono­rowa, dobro­duszna. To, co zoba­czymy, usły­szymy i doświad­czymy przez dwa mie­siące utwier­dzi nas w prze­ko­na­niu, że Japo­nia taka wła­śnie jest, a Japoń­czycy robią wszystko, aby tak być postrze­ga­nymi. Ale „czy­sty” nie może ist­nieć bez anto­nimu „brudny”. Gdzie zatem on się kryje?

Pod­czas naszej podróży coraz bar­dziej „uza­leż­niamy się” od pozna­wa­nia kra­jów od środka, pod­pa­try­wa­nia jak mieszka się i spę­dza czas w domach. Wcho­dząc do nich doświad­czamy jak żyje się na powierzchni od kil­ku­na­stu do kil­ku­dzie­się­ciu metrów kwa­dra­to­wych. Pytamy jak defi­niują dom mło­dzi i starsi, tacy, któ­rzy nie­chęt­nie opusz­czają swój kraj, jak i tacy, któ­rzy zanim na stałe osie­dlili się, podró­żo­wali przez lata. W przy­padku Japo­nii szcze­gól­nie cie­kawi nas jak żyje się w kraju, który fascy­nuje swoją uni­ka­to­wo­ścią, sub­tel­no­ścią i prze­sad­nym porząd­kiem.

Klu­czem do pozna­nia Japo­nii, nie tylko oka­zały się książki „Kwiaty w pudełku. Japo­nia oczami kobiet” – Karo­liny Bed­narz i „Japoń­ski wachlarz” – Joanny Bator, ale przede wszystkim nasi gospo­da­rze. Byli wśród nich Japoń­czycy i eks­paci, któ­rzy z róż­nych powo­dów zna­leźli się na wyspach.

Pierwsi dość szcząt­kowo opo­wia­dali o swo­jej kul­tu­rze i języku. Tak jakby nie chcieli zdra­dzić za dużo. Z Koji i Emi – parą rowe­rzy­stów, któ­rzy obje­chali świat na rowe­rze 15 lat temu, spę­dzi­li­śmy naj­waż­niej­szy dzień roku. Po abdy­ka­cji cesa­rza Aki­hito, rządy objął jego syn. W przeded­niu zmiany sie­dzie­li­śmy z ich rodziną i przy­ja­ciółmi, popi­ja­jąc sake i zaja­da­jąc sushi oglą­da­li­śmy tele­wi­zję. Zmiana cesa­rza, pocią­gnęła za sobą zmianę ery. Z Ery Heisei ozna­cza­ją­cej „Pokój wszę­dzie”, roz­po­częła się era Reiwa – „Pięk­nej har­mo­nii”. Jak­kol­wiek poważ­nie by to nie brzmiało, to kosmiczny porzą­dek i ład nie został zachwiany.

Japoń­skie domy są bar­dzo czy­ste. Normą jest zmiana obu­wia na domowe kap­cie. Są też osobne kap­cie do toa­lety i na taras. Do czę­ści sypial­nej, wyło­żo­nej matami wcho­dzimy już tylko na boso. Tylko raz tra­fi­li­śmy do brud­nego domu. Dom Tet­suo był nie­sprzą­tany od lat, ponie­waż wła­ści­ciel pie­lę­gnuje swój dom „wewnętrzny”. Domem dla niego jest reli­gia – Bup­pou. Jed­nego dnia zapra­sza nas na medy­ta­cje i zdra­dza zawi­ło­ści bud­dy­zmu. Widzimy jego pod­eks­cy­to­wa­nie, gdy wyja­śnia etapy rein­kar­na­cji, a przy tym czu­jemy strach, gdy zama­szy­ście wyma­chuje rękami kie­ru­jąc jed­no­cze­śnie samo­cho­dem. Tet­suo pesy­mi­stycz­nie patrzy na swój kraj, wspo­mina o odosob­nie­niu i izo­la­cji. Mówi, że tylko głę­boka wiara w Bup­pou może go zmie­nić.

Jesz­cze bar­dziej szorst­kie spoj­rze­nie na Japo­nię mieli obco­kra­jowcy, a tym razem gości­li­śmy u wielu. Noco­wa­li­śmy u nauczy­cieli angiel­skiego z Anglii, Irlan­dii i Sta­nów Zjed­no­czo­nych, stu­den­tów gór­nic­twa z Afga­ni­stanu oraz rol­nic­twa z Rosji, wykła­dowcy z Fran­cji i jego żony z Cypru. Choć niektó­rzy z nich miesz­kają w Japo­nii od lat, czę­sto wspo­minali o trud­no­ści w zaprzy­jaź­nie­niu się z lokal­sami oraz o tym, że w Japo­nii trudno o spon­ta­nicz­ność. Jed­nak coś w tym kraju pociąga i nie pozwala im wró­cić do sie­bie. Być może to ta nie­do­stęp­ność jest tak kusząca i łechce ich ambi­cję pozna­nia.

Japo­nia przez setki lat pozo­sta­wała zamknię­tym kra­jem, pil­nie chro­nią­cym swoją odręb­ność kul­tu­rową. Aby nie ska­zić swo­jego języka obcymi zwro­tami do ich zapisu sto­suje się odrębny alfa­bet – kata­kanę. Czasy się zmie­niły, gra­nice zostały otwarte a Japo­nia zapra­sza do jej pozna­nia. Jed­nak poczu­cie odręb­no­ści, wyż­szo­ści i dumy z bycia Japoń­czy­kiem pozo­stało. Samo bycie Japoń­czy­kiem to wyma­ga­jące zada­nie. Nazna­czone kon­we­nan­sami, zasa­dami, hie­rar­chią spo­łeczną i kla­sową, do tego sce­men­to­wane rodzin­nymi reje­strami (koseki), które okre­ślają rela­cje rodowe. Antro­po­lo­dzy i japo­ni­ści napi­sali już nie­jedną książkę na ten temat.

W tak sztyw­nym spo­łe­czeń­stwie nie­trudno o wyklu­cze­nia. Tych bied­nych – bo nie byli wystar­cza­jąco ambitni, kobiet – brzyd­kich, nie­po­kor­nych, roz­wod­ni­czek, dzieci z nie­pra­wego łoża, prze­sie­dlo­nych z Korei, wyko­nu­ją­cych „nieczy­ste zawody”, tych, co nie dali rady w zawo­do­wym wyścigu, tych, co spla­mili honor. Jak i tych, któ­rych sam strach przed porażką w życiu zepchnął w osa­mot­nie­nie, tych, co zamknęli się na wiele lat w swo­ich poko­jach (hiki­ko­mori) i tych, co uciekli w nie­re­alny świat gier kom­pu­te­ro­wych, anime i mangi (otaku).

To, co łączy więk­szość tubyl­ców i przy­by­szy, to uwiel­bie­nie do prze­by­wa­nia w onse­nach. Chyba nie spo­tka­li­śmy osoby, któ­rej nie spra­wia­łaby przy­jem­no­ści długa kąpiel w gorą­cych, mine­ral­nych źró­dłach. Publicz­nych onse­nów w Japo­nii jest tysiące. Choć róż­nią się stan­dar­dem to zawsze prze­cho­dzi się w nich ten sam rytuał. Zupeł­nie nadzy, naj­pierw sia­damy na małym krze­sełku przed lustrem, aby móc się bar­dzo pre­cy­zyj­nie namy­dlić i wyszo­ro­wać. Dopiero czy­ste ciało możemy zanu­rzyć w base­nie lub wygrzać w sau­nie i zre­lak­so­wać. Ten sam pro­ces obo­wią­zuje w japoń­skiej tra­dy­cyj­nej łazience, gdzie wpierw będziemy się szo­ro­wać do czer­wo­no­ści zanim usią­dziemy w małej wanience.

Japo­nia pozor­nie czy­sta. Gdy tylko wyła­pujemy wzro­kiem jakiś brudny zaka­ma­rek lub gdy znaj­du­jemy w lesie nie­le­galne wysy­pi­sko elek­tro-śmieci, wyma­ga­ją­cych dro­giej uty­li­za­cji, trium­fal­nie wyty­kamy nie­do­sko­na­ło­ści.
Japo­nia pozor­nie uprzejma. Kiedy pra­cow­nicy skle­pów o każ­dej porze dnia entu­zja­stycz­nie nas obsłu­gują, kła­niają się w pół, sta­jemy się podejrz­liwi czy to jest szczere zacho­wa­nie czy wyuczona postawa. Kiedy jakiś kie­rowca samo­chodu przez pięć minut jedzie za nami w tem­pie roweru, cze­ka­jąc na moment aby prze­pi­sowo nas wyprze­dzić, zasta­na­wiamy się czy jest rów­nie spo­kojny jak my?

Lubimy czy­stość i uprzej­mość. Doce­niamy sta­ra­nia Japoń­czy­ków, aby ich kraj i oni sami tak byli postrze­gani. Prze­kor­nie lubimy też szu­kać „dziur w całym” i „rys na fasa­dzie”, kiedy w opo­zy­cji do spo­łecz­nych ocze­ki­wań do głosu docho­dzą praw­dziwe emo­cje i uczu­cia.
Urze­kła nas Japo­nia, jaka­kol­wiek by nie była. To ostatni kraj na tra­sie naszej wyprawy. Pew­nie dla­tego darzymy ją szcze­gól­nym sen­ty­men­tem.

Kto wie, co teraz „przed nami”?

Skomentowano (1)

Co myślisz?

© 2018 Przed namiSkontaktuj się z nami